czwartek, 27 sierpnia 2015

Najlepsze ukojenie latem - WODA TERMALNA

Można powiedzieć że woda termalna to typowo wakacyjny kosmetyk, chociaż ja korzystam z tej dobroci i przez resztę roku :) W dobie utrzymujących się w naszym kraju upałów, które wyobraźcie sobie że jeszcze mają w tym tygodniu wrócić (!) nie wyobrażam sobie bez niej dnia. Odkryłam wodę termalną kilka lat temu za granicą. Przetrwałam dzięki niej wszystkie wakacyjne wyjazdy!  Woda termalna dzięki unikalnej kombinacji minerałów i pierwiastków śladowych, takich jak selen, ma udowodnione naukowo kojące, łagodzące i przeciw rodnikowe właściwości.
Mikro-kropelki natychmiast intensywnie penetrują skórę, szybko ją kojąc.

Jest to woda podziemna, krystalicznie czysta. Jest wysoko mineralizowana przez co poprawia stan naszego organizmu. Zawartość takich biopierwiastków jak wapń, żelazo, magnez, krzem, sód, lit, potas, selen poprawia kondycję skóry i przywraca jej równowagę. W zależności od źródła wody termalnej skład poszczególnych biopierwiastków może się różnić.
źródło

Wody termalne znajdują się również w Polsce m. in w Ciechocinku, Cieplicach, na Podchalau. Firma która wykorzystuje naszą polską wodę termalną to Iwostin :)
Woda termalna jest idealna dla cery wrażliwej, alergicznej i naczynkowej. W przypadku cer problematycznych jej działanie jest najlepiej widoczne. Woda termalna nie nawilża, ale odświeża i łagodzi. Psikanie się wodą termalną nie nawilży nam skóry, ale może ją schłodzić, ukoić i zadziałać przeciwzapalnie, wspomaga także proces regeneracji naskórka, przeciwdziała powstawaniu podrażnień. Zapobiega zmianom wywoływanym przez wolne rodniki. Dzięki obecności magnezu ma działanie tonizujące i opóźniające procesy starzenia się skóry, natomiast żelazo poprawia jej koloryt. Woda redukuje obrzęki i opuchnięcia, przywraca skórze naturalne PH i redukuje zaczerwienienie. Pomaga przy stanach chorobowych skóry takich jak trądzik i łuszczyca.

Wody można używać jako tonik, można także pryskać się nią w ciągu dnia tak jak ja to robię dla odświeżenia, można także pryskać się nią po zrobieniu makijażu, bardzo ładnie scala makijaż mineralny i usuwa `pudrowy efekt` jaki po nim zostaje.

Należy pamiętać aby po kilkunastu sekundach od spryskania się wodą delikatnie osuszyć twarz, jeśli tego nie zrobimy woda odparuje z naszej twarzy zabierając z niej cenne minerały i nawilżenie co może przynieść odwrotny skutek od zmierzonego i skończy się to przesuszeniem. Ja czasami w upał nie osuszam twarzy z lenistwa i wysuszenia nie zauważyłam ale wiadomo że skóra skórze nie równa.

Jedyna woda przy której nie trzeba osuszać twarzy to woda URIAGE, ze względu na jej unikalną izotoniczność i skład mineralny. Dzięki temu po spryskaniu nią twarzy nie osuszamy jej ale pozwalamy minerałom na wniknięcie w skórę. 

Ceny wód termalnych wahają się w zależności od wielkości butli, marki i aktualnych promocji od 19 do 40 zł. Najlepiej kupować je w super-pharm gdzie bardzo często są promocje.

Ja używałam wody VICHY i LA ROCHE-POSAY i jestem z nich bardzo zadowolona. Nie widzę między nimi większych różnic oprócz tego że VICHY ma mocniejszy dozownik i lekko specyficzny zapach, gdzie LA ROCHE nie ma żadnego zapachu. Ja nie używam wody jako tonik, (u mnie w tej roli występują hydrolaty) ale jako odświeżenie w ciągu dnia i do `scalenia` makijażu. Woda świetnie sprawdza się w upały, momentalnie ochładza i odświeża, zawsze mam ją w torebce. To mój wakacyjny niezbędnik, zwłaszcza za granicą. Niestety zarówno VICHY jak i LA ROCHE-POSAY należą do koncernu LOREAL który testuje kosmetyki na zwierzętach i zleca to innym chińskim koncernom, dlatego następną wodą którą kupię będzie URIAGE, która prawdopodobnie zostanie na dłużej ze względu na izotoniczność i fakt że w przeciwieństwie do poprzedniczek jest wegańska :) 

piątek, 14 sierpnia 2015

Mała włosowa aktualizacja :)

 
Nie wiem czy ktoś tu mnie jeszcze pamięta, ale postanowiłam się odezwać, ponieważ jeszcze żyję :) Niestety klasa maturalna odzwyczaiła mnie od bloga a długie wakacje skutecznie rozleniwiły i nie mogłam się zebrać żeby coś napisać. Nadal mam serce do tego bloga i dużo pomysłów na posty, dlatego jeśli jeszcze tu jesteście, zostawcie ślad i dajcie znać :)
Jak w tytule, kilka miesięcy temu dokładniej, pod koniec kwietnia, tydzień przed maturami (wbrew przesądom :D) obcięłam włosy z długości do pępka, do długości do ramion. Moi stali czytelnicy pamiętają na pewno moje fale, po obcięciu przestały mi się falować i są jak widać w miarę proste :) Tak długie włosy jakie nosiłam jeszcze pół roku temu zaczęły mi mocno przeszkadzać. Przez przygotowania do matury i egzaminu dyplomowego mocno zaniedbałam włosy, nie olejowałam ich a moja pielęgnacja sprowadzała się do szamponu, odżywki i jedwabiu. Włosy były ciężkie i wiązanie  ich kończyło się bólem głowy, a od warkocza natomiast nieładnie się odkształcały. Rozpuszczone włosy mi przeszkadzały w codziennym funkcjonowaniu więc kombinowałam z wiązaniami kucyk, wysoki koczek, niski koczek, ale nic mi nie pasowało. Ciągle coś mnie w nich denerwowało aż w końcu podcięłam je kilkanaście cm, za linie piersi. Od razu poczułam się lepiej! Włosy były zdrowsze i lżejsze, ładnie się układały i nawet aż tak mi nie przeszkadzały. Ale po krótkim czasie znowu zaczęły mnie męczyć i wtedy zdecydowałam się że trzeba je konkretnie obciąć :D Miałam sporo wątpliwości w końcu nie zapuszcza się włosów w miesiąc, ale (ku mojemu zaskoczeniu) znajomi mnie do tego zachęcali :D No i poszły pod nożyczki! Podcinałam je od tamtego czasu ze dwa, trzy razy ponieważ bardzo szybko odrastają. Bałam się że nie będą się układać, mam włosy dość puszyste i wydawało mi się że będę mieć na głowie hełm albo będę wyglądać jak owca, (kiedyś obcięcie włosów do ramion skończyło się właśnie przez to prostowaniem, ale wtedy nie miałam pojęcia o świadomej pielęgnacji), ale nic z tych rzeczy! Włosy pięknie się układają, są lekkie, zdrowe, miękkie i gładkie. Kiedy mi przeszkadzają nadal mogę część z nich z góry zebrać i zawinąć w koczka, a samopoczucie mam 100 razy lepsze! Nawet nie wyobrażam sobie teraz moich długich włosów w te upały, chyba bym się ugotowała...
 Dbam o nie równie mocno co kiedyś: olejuje: nakładam maski, odżywki i nadal sprawia mi to dużo frajdy :D Lubiłam moje długie fale i może jeszcze kiedyś do nich wrócę ale na ten moment jestem bardzo zadowolona z ich krótszej wersji :)
Więcej zdjęć na moim instagramie, zapraszam :)

Posty zaczną się pojawiać w miarę regularnie ( tak wiem już to słyszeliście ;p ), dlatego zachęcam do odwiedzania bloga. Napiszcie proszę co u was. Ja dostałam się na studia i na jesień przeprowadzam się do trójmiasta :) 
Pozdrawiam was cieplutko i życzę wam miłego weekendu!

PS. Wiecie dobrze jak ważne jest regularne badanie się prawda? Poruszam ten temat każdego października, bo wciąż za mało kobiet (i nie tylko) się bada! Dlatego podrzucam wam link do poruszającego wpisu na blogu Basi, który was uświadomi dlaczego warto się badać:
Sama mam drobne 'kobiece problemy' o których nie wiedziałabym gdybym regularnie się nie badała. Moje problemy to niby nic ale w życiu bym nie pomyślała że mogą mnie spotkać w wieku zaledwie 20 lat! Mam też koleżanki które mają 21 i więcej lat i nigdy nie były u ginekologa bo się wstydzą, boją... Dziewczyny nie bójcie się, idźcie do ginekologa polecanego przez waszą mamę ciocię, przyjaciółki.. Każdy lekarz czy to mężczyzna czy kobieta zrozumie kiedy powiecie że nigdy nie byłyście na tego typu badaniach i (jeśli tak jest) jesteście dziewicami i będzie wtedy delikatny!
Pamiętajcie też o samodzielnym badaniu piersi każdego miesiąca, link do instrukcji tutaj.

piątek, 13 lutego 2015

RAPIDRY® TOPCOAT O.P.I

Witam po kolejnej długiej nieobecności :) Niestety do mojej matury posty nadal nie będą pojawiały się tak często jak bym chciała, ale będę się starać. W dzisiejszym poście chce przedstawić wam mojego niezbędnika jeśli chodzi o manicure i pedicure. Nie wyobrażam sobie manicure i pedicure bez dobrego top coatu, a rapidry O.P.I właśnie taki jest.
 Do czego właściwie służy top coat? Jest to lakier nawierzchniowy, który ma za zadanie przyśpieszyć wysychanie lakieru, przedłużyć jego trwałość oraz nabłyszczyć pomalowaną płytkę. Jest niezbędny w salonach kosmetycznych gdzie służy do wykończenia profesjonalnego manicure, oraz po kilku dniach możemy go nim odświeżyć. Pierwszy raz spotkałam się z rapidry O.P.I kilka lat temu w salonie kosmetycznym w Warszawie. 
Na rynku jest wiele różnych top coatów, najbardziej popularne to Essie, Poshe, Seche Vite itp, jednak u mnie najlepiej sprawdził się właśnie O.P.I który jest moim numer 1.
 Producent obiecuje nam przepiękny lustrzany połysk, brak smug, szybkie schnięcie, a po nim gładką, ochronną powierzchnię, zapobiegnięcie odpryskiwaniu lakieru, zabezpieczenie przed żółknięciem. Te obietnice faktycznie są spełnione. Top szybko wysycha, paznokcie pięknie błyszczą, a połysk utrzymuje się bardzo długo. Z rapidry O.P.I moje paznokcie utrzymują się tydzień, czasem dwa. 
Na pierwszym zdjęciu top coat zaraz po wyjęciu z pudełka, na drugim po około 4 miesiącach użytkowania. Jak widać zabarwił się od ciemnych lakierów, jednak nie wpływa to na jego jakość oraz nie barwi lakieru na paznokciu. 
Top nie jest tani, jego koszt to około 60 zł za buteleczkę wielkości 15 ml. Cena niewątpliwie jest jego minusem. Słabą stroną może też być to że pędzelek, a co za tym idzie sam top barwi się od lakieru (co mnie osobiście nie przeszkadza, bo nie wpływa to na jego działanie). U mnie przy robieniu maniciure raz w tygodniu i pedicure mniej więcej raz w miesiącu starcza mniej więcej na rok. Moim zdaniem ten top coat będzie najlepszy dla osób które tak jak ja cenią sobie perfekcyjny i profesjonalny manicure.